Lala Lolka, czyli: „Rodzice, wyluzujcie” Sylwia Chutnik

Tak to zwykle jest, że najwięcej kłopotów sprawiają rodzice. Nie dość, że panikują, to się jeszcze niepotrzebnie wtrącają i tworzą problemy tam, gdzie ich nie ma. Sięgając po książkę Katarzyny Boguckiej zatytułowaną Lala Lolka, myślałam, że oto powstała historia o krwiożerczych dzieciakach naśmiewających się z chłopca, który lubi bawić się lalkami. Owszem, Lolek ma ulubioną lalkę Wiolę i nie ma zamiaru się z nią rozstawać – nawet w przedszkolu. Ale okazuje się, że dla znajomych z grupy nie jest to żaden problem. Za to w głowie pani wychowawczyni się nie mieści, że chłopiec bawi się niechłopięcym przedmiotem. Tak jakby w regulaminie dziecięcym zapisane były różowe misie i laleczki dla dziewczyn i niebieskie resoraki z pistoletami dla chłopców. Pani kręci głową, fuka, że to nie wypada, i wygłasza tyrady o jedynie słusznych zabawkach. Nie wie tylko, że trafia na pewnego siebie Lolka, który nie ma zamiaru słuchać jej wynurzeń, lecz walczy o swoje i zwyczajnie opuszcza nieprzyjazne przedszkole. Bardzo dobrze, nie ma przecież sensu spędzać czasu w miejscu, gdzie nas nie akceptują. Na szczęście Lolek nie gubi się jakoś okropnie, tylko swoim zniknięciem napędza wszystkim stracha. Gdy w końcu się odnajduje, do akcji wkracza jego tata, który próbuje pani wytłumaczyć, że „przecież domy się nie walą, gdy się chłopczyk bawi lalą”. Niestety, baba jest uparta, gada coś o szkodliwym wpływie na innych i robieniu z dziecka pośmiewiska. Tymczasem kiedy odwraca głowę i rozgląda się po sali, widzi dzieciaki bawiące się wszystkim, co im wpadnie w ręce. Okazuje się, że „popłoch, jaki pani sieje, tu zupełnie nie istnieje”, a wszystkie stereotypy dotyczące słuszności podziału zabawek nie mają przełożenia na praktykę. Uf, pomyślimy sobie, wreszcie została wydana genderowa bajka. I nie jest to tłumaczenie książki skandynawskiego pisarza. Rzecz stworzyła bowiem bardzo utalentowana rysowniczka, która zarymowała nam pokrzepiającą opowieść o przyzwyczajeniach i błędnym podejściu do tego, co wypada robić dzieciom. Sprawna opowieść bez zbędnego morału. Nikt się nie przyczepi, że to feministyczna propaganda mydląca oczy – zabawki są dla wszystkich, niezależnie od płci, i nie trzeba robić problemów z pozornego „pomieszania zabawkowego”, nad którym niektórzy rodzice załamują ręce. Ileż to razy uśmiechają się przepraszająco, kiedy syn dumnie okrąża piaskownicę z wózkiem dla bobasów. Szepczą: „Och, nie dajemy sobie z nim rady”, jakby to było grzeszne zachowanie burzące zastany porządek. Rodzice, wyluzujcie wreszcie, dajcie dzieciom bawić się tym, czym chcą.

Ważna w książce Lala Lolka jest również szata graficzna, prawdziwe cudo. Jest tu wszystko, co charakterystyczne dla twórczości Boguckiej: geometryczne kształty nawiązujące nieco do polskiej szkoły ilustracji, stonowane kolory i zabawa formą. Wszystko przypomina nieco ilustracje do książki M.O.D.A. wydanej przez Wydawnictwo Dwie Siostry, ale tutaj bardziej rozbudowana jest część narracyjna. Przyjemność estetyczna zapewniona, i to nie tylko dla starszych, którzy docenią retronawiązania. Dzięki temu, że rysunki są wyraźne i ściśle połączone z treścią, również dzieci będą miały frajdę z patrzenia na autobusowy tłum czy na obrazek przedstawiający rodzinne śniadanie w biegu (ale z tradycyjną gazetą w rękach ojca). Do recenzji dodać należy również peany na cześć edytorskiej strony publikacji – te wszystkie sklejenia z materiałem, zszycie kartek i bonus: możliwość podpisania książki na początku oraz wycinanka pozwalająca ubrać papierową lalkę wedle własnego uznania na końcu. Żeby tak zaczęli wydawać książki dla dorosłych, to by nasze biblioteki wyglądały zupełnie inaczej.

Logo strony