OutlineMocak_mobile_icon
Aplikacja mobilna
Zaplanuj wizytę w muzeum, sprawdź aktualne wydarzenia oraz zwiedzaj wystawy z mobilnym przewodnikiem.
Pobierz Zamknij
Przejdź do głównej treści
Languages

//Pracownia otwartych umysłów// Z Mirosławem Bałką rozmawiają Betina Fekser i Maria Prawelska

Pracownia otwartych umysłów Z Mirosławem Bałką rozmawiają Betina Fekser i Maria Prawelska

Maria Prawelska: Kiedyś przyznał pan, że oddziela dwa nurty swojej pracy – tworzenie dzieł oraz uczenie. Czy praktyka edukacyjna ma znamiona kreatywności?

Proces twórczy i uczenie to są dwa równoległe wątki mojej działalności, jeden bardziej artystyczny, egoistyczny, drugi bardziej prospołeczny, ale też z elementami kreatywności. Uczenie jest procesem kreatywnym. Podchodzę do niego bardzo indywidualnie i w sposób często nieprzewidywalny dla samego siebie. W tych niejasnościach procesu widzę jego zalety.

MP: Jak wyglądał pana powrót do akademii w roli nauczyciela, wykładowcy?

To było dosyć przypadkowe. Jesienią 2003 roku mój przyjaciel – artysta i pedagog z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu – Piotr Kurka zaproponował mi roczne gościnne prowadzenie pracowni na Wydziale Rzeźby. Zgodziłem się z ciekawości. Znajomość mojej sztuki wśród studentów była minimalna, miałem chyba pięć czy sześć osób w pracowni. W związku z tym, że te osoby były bardzo zainteresowanie kontynuacją kształcenia, zostałem na następny rok… wprawdzie nie na Wydziale Rzeźby, bo pozwoliłem sobie na krytyczną ocenę działań niektórych pedagogów. Prowadziłem pracownię na Wydziale Edukacji Artystycznej, później poza jakimkolwiek wydziałem, a ostatecznie przygoda poznańska skierowała mnie na Wydział Intermediów i tam uczyłem aż do momentu przejścia na Wydział Sztuki Mediów w Warszawie (wtedy jeszcze Wydział Sztuki Mediów i Scenografii). To było w roku 2011.

Betina Fekser: Jak z perspektywy czasu ocenia pan doświadczenie z dwóch środowisk artystycznych?

Te dwa nauczania były bardzo różne, ponieważ w Poznaniu byłem młodszym pracownikiem naukowym. Gdyż mając czterdzieści parę lat, jeszcze ciągle byłem magistrem, kiedy moi rówieśnicy mieli już profesurę belwederską. Zresztą moja pozycja bardziej przypominała wolnego strzelca. Nie mogłem uczestniczyć w żadnych radach wydziału, bo jako magister nie miałem takiego prawa, na szczęście. Proces nauczania polegał na tym, że przyjeżdżałem co tydzień lub co dwa tygodnie na dwa dni i po prostu zajmowałem się tylko studentkami i studentami z pracowni. Znałem wykładowców poznańskich, ale nie byłem świadomie włączony w struktury akademickie. Moja pracownia, tak jak powiedziałem wcześniej, się zmieniała. Nabierałem większej świadomości, czym powinna być pracownia, że powinna wychodzić na zewnątrz. To były pierwsze działania na tej uczelni, kiedy wyprowadziłem studentki i studentów do przestrzeni miasta. Wynikało to również z tego, że nie miałem w pewnym momencie pracowni albo że pracownia, którą dostaliśmy, mieściła się w takim egzotycznym miejscu jak dawna piekarnia. Te kroki w stronę rzeczywistości, czyli wychodzenie z uczelni, były niezwykle inspirujące. Stały się fundamentami programu, który obecnie deklaruję. To było bardzo ważne doświadczenie. Jak przeszedłem na uczelnię warszawską, to miałem już większą świadomość procesu nauczania. Wcześniej to była totalna improwizacja. Teraz to też jest improwizacja, ale nie totalna, tylko ukierunkowana.

W Warszawie wróciłem na uczelnię, którą skończyłem w 1985 roku. Ze względu na miejsce ta Akademia w pewien sposób stała mi się bliższa, odpowiedzialność była większa. Tu, będąc doktorem, później profesorem, zostałem włączony w struktury Wydziału. Ciągle jestem bardzo zaangażowany w pracę na Wydziale. Kiedy przeszedłem do Warszawy, wspólnie z Muzeum Sztuki Nowoczesnej stworzyliśmy program Otwarta Akademia. Zapraszaliśmy kuratorów z całego świata, przyjeżdżali, ale później przychodziła garstka studentów i współprowadzący ten program prof. Paweł Nowak. I my byliśmy jedynymi reprezentantami kadry. Z naszego projektu został tylko tytuł. Teraz polega on na tym, że raz w roku, tuż przed wakacjami, drzwi pracowni są otwarte dla widzów. Ja miałem na myśli coś zupełnie innego. Uczenie nie jest łatwe, ale wydaje mi się, że najważniejsze to nie popaść w rutynę, podchodzić do pracy w miarę kreatywnie. Koncepcję pracowni, mimo obowiązujących sylabusów, programów buduje się samodzielnie. Można wygenerować wartości ważne dla prowadzącego. Jeżeli ktoś ma jakieś wartości.

Artykuł w całości dostępny jest w wersji drukowanej szesnastego numeru MOCAK Forum.